Strona glowna

Powrot do strony "Biskup Tadeusz"

Popoludnie w Niebiosach

Tymczasem w Niebiosach piekne swieci slonce
Tadeusz i Antos poluja na zajace
Pogoda jest piekna, panie spaceruja
Wszyscy tu w Niebiosach wspaniale sie czuja

Cathy wraz z gosposia, ta Euzebia mloda
Ciesza sie i zyciem i ducha pogoda
Plotkuja wesolo, zrywaja se kwiaty
Nagle slychac krzyki kucharki Agaty

Czas na obiad przecie, poludnie minelo
Biskupa juz z glodu to dawno wygielo
Z Antosiem wesolym koncza polowanie
Antos takze czuje w zoladku rwanie

Biegna oni co tchu, z zajacami w dloniach
A kropelki potu widac im na skroniach
Z kuchni juz dochodza przepyszne zapachy
Kucharka zas z potu wyciera swe pachy

Chlodniutenki wietrzyk, rozwiewa jej wlosy
Gdzies sprosne piosenki spiewaja mlokosy
Cathy srebrne sztucce uklada na stole
Biskup juz swe brode zamacza w rosole

Drugie danie daja : kaczka i maliny
A na deser Biskup skosztuje dziewczyny
Mlodziutkiej gosposi znow usta przeslodkie
Euzebii ramiona otocza go wiotkie

Woznica tez przybyl gdyz woz juz naprawil
A potem z kowalem w gospodzie zabawil
Pili tam wodeczke no i grali w karty
Barek ten do pozna jest dzisiaj otwarty

Lecz woznica na obiad zostac tu nie moze
Wesolulko mucza krowki se w oborze
On dzis do Amorow wrocic szybko musi
Chociaz zycie na wsi bardzo jego kusi

Piekne tu sa pola i piekne kobiety
Nie brak tu zabawy i nie brak podniety
Dokola tyle czeka go tu przygod
I piwa w gospodzie no i wiejskich wygod

Konie wiec zaprzega on do bialej bryczki
Obok zas radosnie gdakaja indyczki
Wsiada on do srodka i zmienia ubranie
Z mdlosci mu po piwie zwraca sie sniadanie

Od Biskupa haftuje on lepiej o nieba
No bez porownania, klotni tu nie trzeba
Juz na trawe leca kawaleczki prosa
Tam gdzie lezy jeszcze przedporanna rosa

Potem zas szyneczki plastereczki cztery
"Ale dzisiaj zjadlem, do jasnej cholery!!!"
Rano nic nie strawil moj chory zoladek
Rzygami zburzony w ogrodzie porzadek

Jozka zas mdli bardziej. Oj biedny woznica
Od tych jego rzygow cuchnie okolica
Jozek zas sie miota i z bolu sie kuli
Modlitwe on zmawia do swietej Urszuli

Smrodem tym zwabiona przybiega Agata
A za plotem stoi se krowka laciata
Trza mleka udoic, napoic woznice
Od smrodu uwolnic cala okolice

Mleko zas od Mucki dobre na rzyganie
I zaraz szklaneczke Jozek nasz dostanie
Za duzo niestety wypil dzis piwa
I od smrodu rzygow glowa mu sie kiwa

Naraz tez przybiega i Cathy z Antosiem
Co ciagna za soba Euzebie, gosposie
A do tego burza chyba jest juz bliska
Niebo jest pochmurne i pioruny ciska

Pierwsze juz kropelki padaja na trawe
Czas by chyba skonczyc z rzyganiem zabawe
Wiatr zas silny wieje i zrywa rynienki 
I pannom w pospiechu porywa sukienki

A od bieli blyszcza juz Euzebii gacie
Deszczem sa pokryte i lasu polacie
Sukienka gosposi z bielutkim fartuchem
Szybko zamotala biedniutkim pastuchem

Szedl spoko se polem i poganial krowki
I na kompot z pola zbieral on makowki
Nagle go ogluszyl glosny huk pioruna
A nad lasem jasna powidniala luna

Na pastucha glowie, wiatr juz burdel zrobil
I suknia gosposi szybko go ozdobil
Fartuch zas zamotal jej sie miedzy nozki
A po plecach ciekna jemu potu strozki

Runal tak na trawe i o plot uderzyl
Od gory do dolu gosposie nam mierzyl
Biel on tylko widzial, biel jej czystych gaci
Na tle zieloniutkich lesistych polaci

A z rzyganiem skonczyl takze i nasz Jozek
I Analizowal strukture rajtuzek
Gosposi oczywiscie, tak to naturalnie
Tych ktore to wiatr potraktowal marnie

Euzebia wyrwala pastuchowi szaty 
No i poleciala pedem do swej chaty
Reszta towarzystwa, w przemoczonych szatach
Skryla sie w cieplutkich plebanii komnatach

Cathy tez usiadla, zdjela mokre gacie
Zwierzac sie zaczela kucharce Agacie
Talerzyk rosolu z checia ogoloci
Ciekawe co slychac u Lizy i Kloci?