Strona glowna

Powrot do strony "Biskup Tadeusz"

W lochach

Korytarzem biegna jak lanie sploszone
W oczach lzy a czola potem sa zroszone
Trzymaja sie za rece, placza, lamentuja
Widac, ze za dobrze dzisiaj sie nie czuja

Przystaja na chwile by tchu troche zlapac
Wraca opanowanie, lzy przestaja kapac
"W garsc sie wziac musimy , me drogie siostrzyczki"
Mowi Liza wiazac balowe trzewiczki

"Trza sie opanowac i lochy przeszukac
Naszego kochanka dzis jeszcze odszukac
Pewnie gdzies tu lezy sam i opuszczony
Pewnie tez nic nie jadl, pewnie jest spragniony!!"

Biegnac mija obrazy bardzo znanych Wlochow
W rekach ma pek kluczy do drzwi czarnych lochow
Cathy ten wlasciwy juz z peku wyciaga
Z portretu pradziadek groznie nan spoglada

Klotylda na jego widok pada wnet zemdlona
Cathy na posadzce tez siada zmeczona
Liza zrobila sobie odpoczynek krotki
By sie napic z ukrytej pod sukienka wodki

Do lochow droga jeszcze jest daleka
Ciag kretych schodow nas w dole czeka
Komnata tronowa, krolewska jadalnia
Pokoje dla sluzby i stara suszarnia 

Klotylda tak posiadla ten starutki zamek
Gdy na wojnie zginal jej pierwszy wybranek
Potomkiem byl krolow, tajemnice chowal
Jako szlachcic zwykly tutaj egzystowal

Zamek pokoi ma sto czterdziesci
Piecdziesiat sypialni tez w sobie miesci
Sale balowe, tronowe sale
Odnalezc lochy nie latwo wcale

Biegna wiec szybko nasze bohaterki
W lochach strasznie zimno, nalozyc sweterki
Wiatr huczy za oknem, na burze sie zbiera
Noc, a od blyskawic jasno jak cholera

Jeszcze tylko mina te zakrety cztery
Przy klodce zas uzyja tej starej siekiery
Bo brama do piwnic dawno zardzewiala
I nie zawsze kluczem otworzyc sie dala

Dbiegly do celu, gdzie loch sie zaczyna
Lizie z przerazenia szybko zrzedla mina
Kilka ruchow siekiera, otwarla sie brama
A w lochach juz piszczy szczurow cala gama

"Jeszcze te drzwi kluczem otworzyc musimy
I naszego Biskupa szybko wypuscimy"
Lecz to nie tak prosto jak Liza se rzekla
Znalezc swego Biskupa wsrod ciemnosci piekla

Kuzyneczki schodza schodami powoli
Klocia cos pod nosem cicho se pierdoli
Jasne swiatlo swiecy oswietla ich drogi
Cathy ze zmeczenie dawno bola nogi

Lochy jak labirynt pod zamkiem sie wija
Mroczne tajemnice w mrocznych scianach kryja
Tyle tu zakretow, tyle izdeb malych
Tyle ludzkich jekow na scianach sprochnialych

Zapach tez niemily drazni panien nosy
Wtem patrza, a w kacie siedzi Biskup bosy
To pewno zajezdza rybek stara puszka
Cathy z przerazenia lekko tupie nozka

Klocia pada tuz przed nim na swe kolana
Widzi kochanego nieuradowana
Lzy jej z oczu ciekna wielkie tak jak grochy
I od Lizy bierze na spokojnosc prochy

Lamentuja nasze mile kuzyneczki
Taki ma byc koniec tej strasznej bajeczki?
Po pierwsze to nie koniec, wiele toc przed nami
A i smutne chwile trza przezyc czasami

Po drugie, to pewne, cos zaraz sie stanie
To przeczucie Cathy, a ono nie klamie
Przyglada sie jak Biskup w kacie prawie lezy
Lecz oczy ma otwarte, postac Kloci mierzy!

Wreszcie rusza reka, pot ociera z czola
"Ale Klociu z ciebie jest glupia pierdola!
Myslalas, ze Thomas chcial mnie zamordowac
A cialo me w lochu takim ciemnym schowac?"

To nie prawda, nie prawda me panny kochane
Zyc mi jeszcze dlugo od dzis bedzie dane
Ma przyjazn z Thomasem dawno sie zaczela
I sam nie wiem w ogole skad sie ona wziela

Pragne dzisiaj jeszcze opuscic wsi wrota
I w pobliskich Niebiosach dokonczyc zywota
Razem wiec z Thomasem intryge sknulismy
I na bal Biskupa ducha wpuscilismy

Mam ja na sumieniu pare niecnych czynow
W paru wiejskich domkach kochanki i synow
Jeden z mlodych ksiezy sekrety wyjawil
Czym w zaklopotanie wielkie mnie on wprawil 

Wymknac stad sie chcialem , calkiem po kryjomu
Uniknac konsekwencji, nie mowiac nikomu
Thomas mi dopomogl, teraz kolej wasza
Niech zadna z was plotek o mnie nie rozglasza

Bede na plebani proboszcza Antosia
Wieczorami wpusci do mnie was gosposia
Bedziemy harcowac, tanczyc noce cale
Zobaczycie jak zycie moze byc wspaniale

Wszyscy tu w Amorach oplacza smierc moja
A ja z tego miec bede zabawe wesola
Teraz predko biegnijmy w mig na zamku tyly
Gdzie Thomas przygotowal dla nas dwie kobyly

Wyruszymy przed switem bo droga jest dluga
Nad rankiem do Niebios dotrzec nam sie uda
A wy tu mi jakis pogrzeb odprawicie
Falszywego Biskupa wzgledow pozbawcie"

Wybiegaja juz z lochow kuzynki z kochankiem
Ktory dzis Amory opusci przed rankiem
Trzeba mu wybaczyc, zrozumiec w potrzebie
Za to je nagroda pewnie czeka w niebie

Dobrze ze nie bylo Biskupiego trupa
Teraz trza sie pozbyc falszywego Biskupa
Ziolka od proboszcza przeciez no tej nocy
Utraca z pewnoscia pelnie swojej mocy...

Biskup no i Cathy w powoz zasiadaja
Do Niebios czym predzej z kopyta ruszaja
A Klotylda z Liza wracaja do zamku
Machajac do Cathy chusteczka juz z ganku