Strona glowna

Powrot do strony "Biskup Tadeusz"

Bal w Amorach

Wino juz sie leje, czuc zapach milosci
Klocia wraz z Biskupem witaja swoich gosci
Muzyka gra skoczna, orkiestra chlopieca
Do tanca ochoczo gosci tak zacheca

Przez balowa sale plyna korowody
Nikt tutaj nie pije ni soku ni wody
Trunek nad trunki kroluje na sali
Smak wina kazdego wszak dzisiaj rozpali

I kazdy ten bal w pamieci zatrzyma
Lecz jeszcze nieznana jest tego przyczyna
O balu tym mowic bedzie cala okolica
Od przejecia plotkarek beda plonac lica

Panie prosza panow a panowie panie
Biskup panne po pupci klepie na kolanie
Klocia odegnala cala swa niedole
Biskup bardzo dobrze wczul sie w swoja role

Przedstawienie wystawia juz aktorska trupa
Baron wznosi toast tez ku czci Biskupa
A pijana Liza caluje pierscienie
W oczach jej zas widac dwa wielkie plomienie

Cathy tuz przy stole kosztuje szarlotki
Dworzanie do jej ciala lasza sie jak kotki
Odslania ramiona, mruzy piekne oczka
Lecz w sercu skrywa tylko milosc do proboszcza

Wino leje ze smiechem w gardlo dworzanina
Widac, wpadla mu w oko ta piekna dziewczyna
Pod stol zaraz spadna, polacza swe ciala
Wszystkich dzisiaj czeka zabawa wspaniala

Klocie juz zemdlilo od nadmiaru wina
Zaraz zwymiotuje piekna ta dziewczyna
Blazny zas i karly skacza ku radosci
Wszystkich tu przybylych do zamczyska gosci

Klocia stoi w rogu, Liza do niej czlapie
Zaraz razem spoczna na zlotej kanapie
Radosnie rozmawiaja, likier popijaja
Obserwuja gosci, smiechem wybuchaja

Nagle jednak Lizie jakos zrzedla mina
Patrzy, a cien tu jakis po scianie sie wspina
Ksztalt jakby znajomy blyszczy w swiecy blasku
Rog sali wnet tonie w przedziwnym poblasku

Cien ten jest znajomy, cien to jest czlowieka
Az ze strachu Lizie drzy lewa powieka
Te obfite ksztalty i szaty obfite
Z wolna ogarniaja sciany bialej plyte

Liza sie znajduje teraz juz w rozterce
Noz postaci ze sciany przeszywa jej serce
Teraz dopiero Lizie trzesie sie wiec dupa
Kiedy to na scianie spostrzega Biskupa!

Krzyk z jej ust zabawe jak piorun przerywa
A tlum swego strachu takze nie ukrywa
Trzy hrabiny mdleja, tula sie do sciany
Cichna glosne spiewy i cichna organy....

Tlum dostojnych gosci w sali jest skupiony
Czeka co sie stanie, strachem porazony...
Cicho skrzypia wrota do sali balowej
Stol drzy, a ze sciany, spadl obraz krolowej

Widac jakies swiatlo, slychac kroki ciche
Biada dzisiaj temu kto ma zdrowie liche
Uczestnicy zabawy juz patrza po sobie
W drzwiach stoi duch Biskupa, we wlasnej osobie

Nagle lekki wiaterek w sali przelatuje
I panienkom suknie pieknie podwiewuje
Taki lekki przeciag w sali sie wytworzyl
Kiedy Biskup drzwi na korytarz otworzyl

Biala szata sie nagle ku gorze unosi
Liza pada zemdlona, ktos o wode prosi
Wtem tuz przy sutannie, zaraz od podlogi
Ukazuja sie wszyskim dwie meskie nogi

Cathy puszcza Lize, Klocia ja ocuca
Na ducha bialego szalenie sie rzuca
Zrywa biale szaty Biskupiej sutanny
Na sali sa krzyki i padaja panny

I zaraz wsrod gosci powstaje panika
W drzwiach sie ukazuje postac ogrodnika
Biale szaty ducha na ziemie padaja
Swiatlo sie zapala i muzycy graja !

Oklaskom nie ma konca, Thomas sie czerwieni
Wszcy goscie na sali sa bardzo zdumieni
Biskup wykszykuje : "Jaki pienky szou
Ja nawet w Paryzu takiego nie miol"